wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 16

Po wyjściu z gabinetu lekarskiego byłem całkowicie załamany. Spodziewałem się, że bez operacji się nie obędzie, ale to już trwa 2 godziny ! To nie może oznaczać nic dobrego...Kiedy przemierzyłem już korytarz zobaczyłem nie tylko Louis'a. Towarzyszył mu Niall i...Kate ?! Wszystkiego bym się spodziewał, ale ona ? Skąd się dowiedziała...?
-Cześć. - mruknąłem niewyraźnie.
-Harry ! Co oni powiedzieli ? Co z Stacey ?! - od razu napadł na mnie zdenerwowany Nialler. Nigdy nie wiedziałem go takiego. Należy raczej do opanowanych i spokojnych osób, a tu proszę. Jednak trzeba to zrozumieć, sam w środku nie mogę usiedzieć. A co jeśli ona umrze ? Nie powinienem zakładać w ogóle tych najgorszych scenariuszy, ale tak się nie da. Na samą myśl o stracie mojej narzeczonej zaniosłem się gromkim płaczem. Od razu podszedł do mnie Niall i mocno objął. On również zaczął płakać. 
-Operują ją już od dwóch godzin. - to było wszystko na co było mnie w tej chwili stać. Opuściłem ramiona Horana i ruszyłem do automatu z napojami instynktownie wymijając Kate. Nie zamierzam z nią rozmawiać.
-Zaczekaj. - złapała mnie za ramię i przytrzymała w miejscu. Silna jest, bo nie byłem w stanie się ruszyć.
-Czego chcesz ? - wysyczałem przez zęby.
-Będzie żyć ? - w jej oczach zauważyłem strach, zmartwienie. Nie wiedziałem, że ona ma jeszcze jakieś uczucia.
-Nic nie wiadomo. - to mówiąc wyrwałem się z jej uścisku i kontynuowałem swoją drogę. Kupiłem jedną kawę i w ciągu minuty ją wypiłem. Miałem ochotę na następną i następną. Chociaż nie, teraz to ja bym najchętniej się napił wódki.
-Harry, musisz odpocząć. Może jedź do domu, a my tutaj zostaniemy ? - zaproponował Louis. Momentalnie moje dłonie zacisnęły się w pięści, zgniatając plastikowy kubeczek.
-Czy Ty kurwa ocipiałeś ?! - uniosłem głos. - Nie zostawię jej !
-Jak uważasz, ale nie denerwuj się. - uniósł ręce w geście obrony.
-Przepraszam. Po prostu ja już chcę ją zobaczyć, całą i zdrową. 
-Będzie dobrze. - rzuciła Kate.
-Musi być. - Niall obrzucił ją wściekłym spojrzeniem. Może on też za nią nie przepada ?

*Godzinę później*

Ile to do cholery może trwać ? Operują ją już 3 godziny, 3 jebane godziny. A my siedzimy tutaj jak kołki wpatrując się tępo w białe ściany. Niall już prawie przysypia, ale widzę, że siłuje się z potrzebą. Louis ciągle sms'uje z El, która musiała dzisiaj zająć się dzieciakami sąsiadów. Byli umówieni. Ale kurwa powinna dla Stay tutaj przyjść i rzucić to wszystko w cholerę ! Jedyna Kate nie wygląda na zainteresowaną niczym. Stoi przy zakończeniu ławki i wpatruje się w drzwi, jakby widziała tam coś niezwykłego. Nagle z moich przemyśleń wyrwał mnie donośny głos. To chirurg !
-I jak Panie doktorze ? - momentalnie wszyscy wstają i podchodzą bliżej doktora. Stacey z nim nie ma.
-Operacja zakończyła się pomyślnie. Kula została usunięta z klatki piersiowej, a narządy doprowadzone do stanu używalności.
-Będzie żyć ? - te bardzo istotne pytanie wychodzi dzisiaj już drugi raz z ust Kate. To troszkę zastanawiające.
-O tym zadecydują najbliższe 24 godziny. - stwierdza lekarz opuszczając głowę. 
-Ale dobrze rokuje ? - powraca zmartwiony Niall.
-Nie jestem w stanie nic więcej Państwu powiedzieć na tą chwilę. Radzę iść do domu i odpocząć. Na razie nie mogą Państwo odwiedzić Panny Horan. 
-Nigdzie się stąd nie ruszam. - stwierdzam. Nie ma mowy, żebym zostawił ją tutaj samą. I tak prędzej czy później do nie wejdę.
-Jak Pan uważa. I jeszcze jedno. Dziecku nic się nie stało. Jeśli matka przeżyje, to tak samo będzie z dzieckiem. - co ?!
-Jakie dziecko ? - pytamy wszyscy naraz oprócz Kate, która stoi z otwartą buzią. Co się tutaj kurwa dzieje ?!
-Nie wiedział Pan ? To początek drugiego miesiąca ciąży. - lekarz uśmiechnął się. Czy ja właśnie dowiedziałem się, że będę tatą ? Przecież to jest świetna wiadomość ! - Cieszy się Pan ?
-Jestem wniebowzięty ! Po prostu bardzo mnie to zaskoczyło. Nic nie było widać po Stay.
-Rozumiem. Przepraszam Państwa , ale muszę iśc do innych pacjentów. - odszedł.
-Naprawdę nie wiedziałeś ?! - Niall nagle zrobił się szczęśliwy. On lubi dzieci tak samo jak ja.
-Naprawdę. Boże, jaki ja jestem szczęśliwy. Niech tylko Stacey z tego wyjdzie i będę najszczęśliwszym gościem na tej Ziemi !
-Umm, ja już idę. Proszę zadzwońcie do mnie jak się obudzi. - to Kate. Na pewno nie ja będę z tobą rozmawiał.
-Dobra, zadzwonię. - rzuca Lou. Jak miło.

***

Zostałem sam w szpitalu. Sam ze swoimi myślami. Ostatnio tak wiele się wydarzyło. Narkotyki, pocięcie się Barbie, oświadczyny i teraz to. To najgorętszy okres w moim, a raczej naszym życiu. Dużo przeszliśmy i teraz przyda nam się troszkę spokoju. Chociaż najpierw chciałbym się dowiedzieć kto sprowadził Stay do szpitala. Priorytetem jest teraz dziecko, nasze dziecko. Będę ojcem. Chciałbym, żeby był to synek. Nazwałbym go...zdałbym się raczej na Stacey. Ona ma gust, nie to co ja. Grałbym z nim w nogę i uczył jak się porządnie bić. Nikt nie postawiłby się małemu Styles'owi. W takim wypadku trzeba przyśpieszyć ślub. Mam nadzieję, że Barbie się zgodzi. Wszystko byłoby takie piękne, gdyby nie to, że ona teraz tam leży bez jakiejkolwiek oznaki życia. Muszę do niej iść, nie mogę tak bezczynnie siedzieć. Ruszyłem w kierunku sali mojej ukochanej. Nikogo nie widziałem w pobliżu, więc do niej wszedłem. Leżała w tej ponurej sali, na małym i obskurnym łóżku szpitalnym bez żadnej oznaki życia. Mały monitor wydawał tylko co chwilę skrzypliwe dźwięki, które oznaczały, że Stay żyje. Uff. Jej twarz była blada, jak ściana. To dziwne, bo dopiero wróciliśmy z rajskich wakacji. Prawa ręka wisiała bezczynnie obok łóżka. Złapałem ją i ucałowałem delikatnie. Przez chwilę wydawało mi się, że jej puls przyśpiesza, ale to tylko moje emocje. Odłożyłem jej rękę na jej szczupły brzuch i uklęknąłem. Kilka łez spłynęło po mojej twarzy, już drugi raz w ciągu tej doby. Ile można jeszcze czekać ?
-Stacey, obudź się ! Ja nie mogę już bez Ciebie wytrzymać ! Nie możesz mnie zostawić. - kolejne łzy opuszczały moje oczy. - Słyszysz ?! - wykrzyczałem, chyba troszkę za głośno. Biała powłoka natychmiast się otworzyła i ujrzałem niską brunetkę w białym kitlu. Pielęgniarka.
-Co Pan tu robi ? Pan doktor chyba wyraźnie powiedział, że nie można tu wchodzić. - oznajmiła strasznie piskliwym głosem. Auć, moje uszy.
-Mam prawo zobaczyć swoją narzeczoną do kurwy nędzy ! - nie wytrzymałem. Emocje wzięły górę. Chwyciłem krzesło, które stało w pobliżu i rzuciłem w kierunku drzwi. Jak dobrze, że ta babka zdążyła się odsunąć. Inaczej miałbym większe problemy.
-Proszę natychmiast stąd wyjść albo zawołam ochronę ! - tym razem jej głos przepełniony był strachem. Boi się mnie.
-Już. - bąknąłem i opuściłem salę.

------------------------------------
Ten rozdział bardziej spokojny, ale i troszkę smutny. Mam nadzieję, że nie musieliście tym razem długo czekać ;)
T.  

4 komentarze:

  1. Świetny <3 kocham to <3!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero zaczynam czytać, ale już mi się podoba. Postanowiłam dać tu komentarz, bo wiem jak ważna jest motywacja. Dla mnie napisanie kilku słów to nic, ale dla ciebie na pewno chęć następnego rozdziału ;*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to dla nas zachęta do dalszej pracy :)

Szablon by S1K